piątek, 28 czerwca 2013

Podróż - było, nie minęło

Podróż
zaczyna się, prawdopodobnie, nieco wcześniej, niż postąpi się pierwszy krok, zamykając drzwi domu... Kiedy cele zdefiniowane już mniej lub bardziej precyzyjnie - duch zwany wyobraźnią przeciera szlak... Tak jest ze mną - wysyłam myśl wiodącą. Dziś także, gdyż czeka mnie spotkanie, którego będę gospodarzem. Rozważam, jak też powinnam przywitać mych gości, jakim słowem... I przychodzi mi do głowy, że może właśnie o sposobie widzenia, o tym, z czego się rodzi i co pozostawia w pamięci.
Mawia się dziś i - jakże czesto - wskazuje na umiejętność "dobrego życia", by dzielić czas radykalnie, zamykać przeszłość, na którą nie mamy wpływu i - wedle podobnej logiki - nie żyć przyszłością, bo w niej człowiek nie zaistniał także (jeszcze). Trzymać się "międzyczasu" - tej chwili teraźniejszej, gdyż tylko wtedy można osiągnąć ulotny stan szczęścia i właściwą koncentrację. Może i jest w tym jakaś część prawdy, tyle, że, opacznie rozumiana, prowadzić może do zerwania fundamentalnej odmiany więzi ze światem polegającej na przyczynach i skutkach, na ciągłości, którą trzeba nauczyć sie identyfikować, by nie upodobnić sie do łódki na oceanie miotanej wedle przypadkowych porywów wiatru i fal... Fascynuje mnie ta nić przezroczysta  rozpięta pomiędzy "było" i "będzie", na której nanizane są zarówno fakty (obiektywnie dające się zweryfikować), jak też iluzje, obrazy przefiltrowane przez ludzkie stany świadomości i odmiany wrażliwości.
Informacji o faktach wszędzie jest pełno, można dotrzeć do niej ze szkiełkiem i okiem, ale czy to ona jedynie pozostaje .... ?   Malarstwo jest kultem wrażenia, rodzi z emocji, przesiewa świat widziany. począwszy od naskalnych rysunków. W pewnym sensie - każdy obraz to autoportret. Wynika z doświadczenia przeszłego a zasiewa przyszłe.
No i o tym właśnie spróbuję powiedzieć - że odwiedzone miejsca z przypisanymi im nazwami geograficznymi widzę "sobą" i, że nie ma to nic wspólnego z zadufanym indywidualizmem wywyższającym "ja", lecz jest mechanizmem naturalnym, zwyczajnym i równoprawnym wobec każdego innego, cudzego patrzenia. Że "pogodziłam się", iż widzę odrębnie, co uwalnia mnie od wpływu ludzkich ocen, uniezależnia od  tych patyków dźgających w plecy i wskazujących co krok, gdzie powinnam się obrócić. I jeśli zwracam się w którąś ze stron, to widać - taka była akurat potrzeba rodząca gest.
A nowoczesność, jako zadanie do wykonania - nie interesuje mnie...
Interesuje zaś mówienie tej prawdy, która, jako subiektywna, zawsze pozostanie rodzajem iluzji (ale mi się tu barokowy oksymoron utworzył "prwdziwa iluzja", czy też "iluzoryczna prawda")

Powiem więc, za myślą Andrzeja zasianą gdzieś na lekcjach religii : "niech żyje człowiek", pojedynczy i niepowtarzalny, którego godność i wyjątkowość wynika wprost i wyłącznie z tego, że JEST, nie zaś z tego - jaki jest, kim jest, co wie, co potrafi, czy jego nogi są brudne, czy czyste, itd...
A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz