sobota, 29 czerwca 2013

Dotknięcie

Dotknięcie tajemnicy - dlaczego o tym właśnie pomyślałam, czytając  wspomnienie o Wiktorze Wołkowie ?  - Z kilku powodów : jeden, to taki, że ono samo w sobie jest wzruszające. Przywodzi na myśl małą muszelkę osiadającą na dnie ciepłego morza jurajskiego, która, zlepiona z miliardem innych w pokłady skalne pamięci zamienia się, trwale formuje człowieka, składając się na "format" i niepowtarzalną strukturę doświadczenia i osobowości. Drugi powód, to myśl inspirująca o niedoskonałości formalnej  poszczególnych ludzkich kreacji, która to cecha - postrzegana przez perfekcjonistów, jako ułomność - tworzy dzieło będące całością doskonałą . Czego to może dowodzić ?   - Być może tego, że osiągnięcia perfekcjonizmu oddalają artystę od odbiorcy, czynią dzieło "nieludzkim", niedostępnym zwyczajnej percepcji, irytującym, jak przejawy pychy, które same siebie na rozmaite piedestały wsadzają. Dzieła "odczłowieczone" - może przyciągną i zachwycą nielicznych, lecz mają znikomą zdolność towarzyszenia ludziom na co dzień, zadomowienia się we wnętrzach (duchowych i mieszkalnych). Wydaje mi się, że odbiorca i widz poszukuje często bliskości ze sztuką, zwierciadła dla własnych doznań, wzmocnienia dla swej wyobraźni a obcując np ze zdjęciem perfekcyjnym - nie osiąga tych stanów, czując sie jeszcze bardziej ułomnym, "niedorastającym", "maluczkim"... Czuje się - jednym słowem - gorzej...
Nie chodzi mi, oczywiście, o świadome psucie roboty, czy też lenistwo w poszukiwaniu najlepszych sposobów wyrazu.... Raczej - o spokojną "zgodę" artysty na własną koślawość, przyzwolenie dla możliwości popełnienia błędów i niezręczności, łagodny uśmiech nad samym sobą wprowadzający do twórczości ducha harmonii, wyciszenia, akceptacji...
Spokój jest obecny w twórczości Wiktora Wołkowa... Spokój i prostota, będące cechami dojrzałości, cechami, do których dorasta się wieloletnią pracą. I pobrzmiewa gdzieś w tych zdjęciach, że ich celem nigdy nie było "oczarowywanie" widza, lecz prawda o podlaskich krajobrazach - nie dumne "ja" artysty, lecz świat oglądany z zachwytem i przenikliwie...
Trzeci i całkowicie marginalny powód jest ten, iż - prawdopodobnie w tym samym okresie, co Iwona - miałam zaszczyt spotkać Pana Wiktora, a było to w domu nieopodal Wizny, gdzie zatrzymałam się na nocleg. Domu - dodajmy - który unosił w sobie ślady obecności wielu twórców, a książki były naturalnym elementem "niedoskonałego" wystroju.. Pan Wiktor nawiedził Gospodarzy, a że zdarzyło się nam poznać niegdyś w supraskich wnętrzach prywatnych - miło mi było niezmiernie uścisnąć Jego dłoń z uszanowaniem... Hiobowa wieść przyszła krótko potem...
Nasze drogi pozostają dla mnie tajemnicą. Nasze spotkania wyprowadzające wzrok w nowe przestrzenie - sugerują obecność jakiejś sfery niewidzialnej, dyrygenta wskazującego gestem kategorycznym początki, kontynuacje i zakończenia fraz...
Na zdjęciu - akompaniament podlaski - słyszalny wyraziście na brzegach Narwi ciekącej we wsi Nieciece :)
A



8 komentarzy:

  1. Pamiętam Naszą rozmowę o „sztuce niedoskonałej”, a właściwie o niedoskonałościach w sztuce. Jak trudno wymazać z pamięci prostotę niedoskonałości. I o tym, z jaką łatwością zapomina się o rzeczach ładnych. Idealnie ładnych. Bezbłędnie wykonanych. Perfekcyjnie dopieszczonych. Jako odbiorcy nie obrażają mnie ideały. Jednakowoż:) mam wrażenie, że autor, twórca próbuje coś przede mną ukryć, przemycić. Odwrócić moją uwagę. Jest nieszczery w swej pracy.
    Dziś rozmawialiśmy o Photoshopie. O tym, jak jest nadużywany. Nie do drobnych korekt, a do przekłamywania rzeczywistości. Bo jeśli uczyni się z dnia, noc na zdjęciu, aby oddać chwilę – to czym jest/była owa chwila? Bo księżyc ciekawej zawisł nad dachem, choć wcale go tam, w tym momencie, nie było. A słońce obecne w kadrze kiepsko rzucało światło na owy dach, krzywo jakoś nieudolnie.
    I tak oto obrazek zbudowany przez „twórcę” nabrał cech ideału. Ja odbiorca zostałam nabita w butelkę. On „autor” dostał nagrodę. Chwali się jego talent i (sic!) wyczucie chwili!
    Mój tok myślenia zaczyna odbiegać od sedna rozmowy. Ale wspomniana powyżej historia jest prawdziwa.
    Nie można krowy narysować używając linijki. Choć bliżej byłaby ideału. Być może:)
    Nie można zdjęciem budować okoliczności, których nie było. Prostować drzew, poprawiać niebo. Prawdziwa kobieta ma zmarszczki. Choćby te mimiczne.
    Lubię fotografować zwiędłe liście, zwiędłe kwiaty, połamane drzewa, zniszczone budynki, kapliczki bez dachów, połamane krzyże …. Bo są absolutnie rzeczywiste. I doskonale niedoskonałe !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. To wrażenie nieszczerości podzielam... Choć z wrażeniami i intuicją jest tak, że łatwo je zakwestionować, zdyskredytować - są trudne do zdefiniowania, niewymierne, dyskursywne, względne. Mówiąc o nich, wchodzimy na teren grząski i niepewny... Wrażenia nie sposób poddać dowodom i racjonalizmom. Lecz, o ile w odczuciach nie istnieje coś takiego, jak racja, to są one uprawnione, tak, jak uprawniony jest subiektywizm patrzenia - fundamentalne prawo twórczości i jej percepcji.Często rozmyślam sobie o wielości ludzkiego postrzegania.... Jest niewątpliwym bogactwem w ludzkim świecie... Kiedy jednak przychodzi do wartościowania - niezbędne jest spojrzenie w intencje, w sferę przyczyn po obu stronach aktu tworzenia - komunikującej i odbiorczej. Odpowiedź na pytanie "dlaczego" pozwala różnicować ich wartość i znaczenie... "Dlaczego tworzę", "co popycha mnie do kreowania nowych rzeczywistości w fotografii, malarstwie, muzyce, słowie", "co chcę nazwać na nowo, co powiedzieć, w jakiej sprawie zabrać głos, dlaczego, dlaczego, dlaczego"... Potem dopiero - szukam dla tych motywów najwłaściwszych środków wyrazu i pytam "jak". Wydaje mi się, że to jest jedyna kolejność, jaka może doprowadzić do przejrzystej i ekspresyjnej komunikacji. Jest uczciwą drogą... I właśnie ten ton, ten powód i praprzyczyna słyszalne stają się dla cudzej intuicji... Pozawerbalny przekaz jest potęgą - może to dobrze, że jesteśmy weń wyposażeni.... Detektor prawdy ??? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Intuicja Aniu, w moim odczuciu, jest z założenia nie_definiowalna. Zwyczajnie nie da się. Są rzeczy czy sprawy, które są i tyle. Opisywać uczucia/odczucia to w ogóle, śliska sprawa.Jak zresztą Sama piszesz.
      A intencje? Cóż. Ludzie często nie analizują i nie zadają sobie pytania – dlaczego. Mam wrażenie, że w tych zwariowanych czasach, pytają – czy warto? Dokonując kalkulacji. Licząc na coś. Na efekt, na kasę, na zdobycie kogoś, czegoś. Zastanawiają się, co dostaną w zamian. Jest osiołek znajdzie się i marchewka. Nie generalizuję. Boże broń. Są na świecie całym Artyści prawdziwi (choć to chyba niezręczne określenie) i na pewno zaliczałam i zaliczam do nich, Ciebie Aniu. Nie znam bardziej szczerej i wysoce moralnej Twórczyni. O czym zresztą świadczą wszystkie Twoje wpisy tu i ówdzie – definicja ówdzie w pamięci całej Naszej Trójki - Twoje przemyślenia, Twoje wnioski i cały Twój bagaż artystyczny. I nie tylko on …
      A wracając do sedna. Ja nie wiem, czy wiem - dlaczego. Muszę odszukać swoje – "gdyżponieważ". Często w życiu jest tak, że nie ma z kim przeanalizować siebie i swoich postaw. Bo iluż mamy znajomych, których to w ogóle obchodzi?

      Usuń
    2. ps - już wczoraj chciałam napisać, ale mi umknęło.
      Że też ja się zawsze bałam przed krówkami w biegu stanąć, z aparatem! Oświadczam niniejszym, że od dziś się nie boję. Jeśli efektem będzie taki kadr - olewam strach:)

      Usuń
  3. Widzę, że zaczynamy z grubej rury. Trudno pisać o filozofii tworzenia gdy się artystą nie jest. Moim zdaniem kreowanie rzeczywistości w fotografii, oczywiście w tej tradycyjnej bez photoshopa, jest trudne. Przecież pstrykamy i na obrazku mamy to co było przed obiektywem. Nic nie da się oszukać. Chyba, że specjalnie założymy deformujący obiektów, ale i tak otrzymamy rzeczywistość tyle, że zdeformowaną. Chyba nie ma tu kreowania rzeczywistości, tylko pokazywanie jej w mój osobisty sposób.
    Zgadam się , że wybór narzędzi jest początkiem ale i chyba końcem tworzenia w fotografii. Końcowy efekt jest z góry przewidywalny i o tym doskonale wiemy. Dlatego fotografowie wybierają taki czy inny sprzęt wybierają, taką czy inną porę dnia na zrobienie swojej pracy. Właśnie te wybory są twórcze, a dalej to tylko rutyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak. Ja też w pewnym sensie mogę li tylko i jedynie:) teoretyzować, bo i ja artystą nie jestem. Czy twórcą jestem? Czy posiadanie aparatu fotograficznego daje mi już możliwość nazywania siebie, twórcą czy (ło matko) fotografem ?
      Ania zaraz napisze, że każdy coś tworzy.
      Twórcze wybory, a dalej rutyna? Muszę to przemyśleć Andrzeju. ...

      Usuń
    2. Rutyna w taki sensie, że ustawiasz parametry aparatu, ostrość, kadr, wiesz czy pod słońce i robisz to co zaplanowałeś. Pewnie, że do zdjęć potrzebny specjalny nastrój, ale nie wiem czy z niego wynika jakaś artystyczna twórczość.

      Usuń
    3. A jeśli tak, zgadzam się. Choć u mnie wciąż ta rutyna, to eksperymentowanie. I wcale nie jestem pewna, czy wszyscy wciąż nie eksperymentują:) Bo jak mawia mój zaprzyjaźniony lekarz, nawet zapisanie leku pacjentowi jest eksperymentem:)))
      A tak poważnie. Rutyna zabija twórczość. Cokolwiek by nią (twórczością) nie było. Tak ja to widzę.
      Bo, że robiąc zdjęcie tworzymy, to chyba zgadzamy się? O artyzmie - nie mówię. Choć i on zdarza się jako dzieło przypadku:) - np u mnie :) Choć może tylko ja to dostrzegam - haha:)

      Usuń