poniedziałek, 14 października 2013

Qormi

To lądowanie nie było w polskim stylu. Myślałem, że koła się oderwą, tak pilot walnął samolotem o płytę lotniska. Najważniejsze, że się udało no i nie padało, musiałem ściągać sweter z gorąca!
Kilka minut kluczenia po pięknym budynku lotniska i spotykamy Martina.
Martin to człowiek, jak na Maltańczyka przystało, sumienny i niezwykle uczynny.



Po kilku minutach byliśmy już n  naszej kwaterze, a pokoje okazały się zgodne z tym co prezentował na stronie airbn.
Cały dom był do naszej dyspozycji, zatem na nocne wino zeszliśmy do kuchni.

Może to zabrzmi dziwnie ale poranny sen przerwały nam konie na ulicy pod domem, oczywiście te mechaniczne ale też o dziwo biologiczne!



Maltańczycy zamiast z psami chadzają na spacery z końmi. Bywa tak rankami ale i wieczorem. Wszędzie pełno spacerowiczów ale i dżogingowiczów z końmi. No i tu nie ma żartów. Na Malcie nie ma zbyt wielu łąk gdzie koń mógłby sobie pobiegać. Biegaja zatem po ulicach. Aby się nie zgubić biegają z ludzkim przewodnikiem.  Muszą to być jednak cenne koniki, bo nie jadą na nich ludzie!
Skoro już końskie budziki nas zerwły o świcie, to z Kubą wybraliśmy się na zakupy. Martin oczywiście przy drzwiach służył nam informacją gdzie jest najlepszy sklep - kilka domów dalej. Najpierw jednak zaszliśmy do malutkiej domowej piekarni.




 



Sklep był podobny, jak twierdził Kuba, do zamknięcia przez sanepid.




Jak dla mnie doskonały. Było wszystko co potrzeba. Pani obsługująca niezwykle miła, choć nieśmiała. Swojski klimat, ceny niezłe - np. winko za 2 euro!
Po zakupach krótki rajdzik po najbliższej okolicy......












 i śniadanko!
cdn... może niebawem




6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię takie sprawozdawcze opisy z wypraw. A że powinnam mieszkać na Malcie - tak mi z testu wypadło - to tym bardziej przyglądam i czytam z zainteresowaniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. skoro tak wyszło to bardzo polecam ten kraj,
    dzięki za miłe słowa.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie, i jak spokojnie :)

    a w Dublinie na ulicy też można ujrzeć spacerowicza wyprowadzającego konia, więc jakoś mnie to nie dziwi :)

    OdpowiedzUsuń