poniedziałek, 29 lipca 2013

Ożywczo

Nie wiem, czy od patrzenia może zrobić się chłodniej, ale w końcu na coś się wyobraźnia winna przydawać...:)
Pozdrawiam umęczonych upałem.
A

ps
nie mogę jeść lodów , może zna ktoś przepis na lody z koziego mleka i bez cukru... ale to chyba nie to samo i nie ta frajda... weszłam w fazę umartwiania ciała :))))))
No i , proszę się stosować stosownie...








Liwiec. "Uśmiech nieba w ziemi".


O rzece będzie, znów - o rzece....
Trzymam się kurczowo tych dolin. Tak różnych, tak podobnych.
Może dlatego, że widzę w nich pęknięcie pierwotne lądu, prastare przemijanie, niechybną, nie przebłagalną konieczność przepływania, modlitwę od ziemi do nieba trwającą nieprzerwanie, nieodwołalność kierunku. "[...] gdzie niezwrotnej podróżnicy drogi, giną światy całe i ich bogi."
Może - ze względu na przypisywaną rzekom symbolikę bogatą w odniesienia do ludzkiego żywobycia ... Może dlatego, że trudno jest dziś znaleźć krajobrazy nizinne przechowujące w tak oczywisty i wyrazisty sposób echo  początku i procesu, który cierpliwym, milion-letnim dłutem rzeźbił dolinę.
Z wysokiego brzegu widzę to samo, co dostępne było oczom plemion osiadłych na grodziskach nadrzecznych.
Te same wydmy formowane tchnieniem Eola wzdłuż nurtu, jak w korytarzu. Tę samą srebrną wstążkę wody, rudawe nanosy wypłukane z darni, złote piaszczyste zakola podmywane nurtem. Krzaczasty kołnierz otulający  ołowianą szyję, traw kołysanie, chmury toczone po dnie i kamień nieba.

"[...] Rzeka wszystko niesie.
Lądy wzdłuż wody pękną. Jak wiosło milczenia
rzeka wszystko podzieli na wiosnę i jesień,
na zimy siwe, pory wszystkich lat.
Niosą się ptaki, a brzegi tajemne
świat smutku otwierają i radości świat. [...]"

"[...] długi wieczór i ptaki u lic,
 zdaje się, rzęsy trzepot przyjacielskich oczu,
i jaskółki cieniami ciepłymi migocą,
i noc zapada ciężko i pierzasty świt
podnosi chmur powiekę. [...]"

 "Rzeka"... Krzysztof Kamil Baczyński o Wiśle zapewne pisał, ale zobaczył przecież rzeczne uniwersum wspólne wszystkim "wstążkom błękitnym", słowem wysokim ujrzał rzekę poza miejscem i czasem.
W Liwcu dane mi było przejrzeć się i zamoczyć ręce. Niesie teraz wysokie wody. Podsiąka na łąki. Trochę chmurny, trochę zły. Czasem mruga słońcem na drobnej fali. Cały w wykrętach i meandrach. Pastwiska nad nim rozległe, kwietne ogrody  i zioła kipiące od barw i zapachów, oszalałe zielenie w niepoliczonych odcieniach.
Pora odpoczynku - położyć oczy na najdalszym horyzoncie.
Pora pracy - znaleźć dla niego imię, miano.
Chyba szczęśliwy ze mnie człek, skoro spełniam obydwa pragnienia  tym samym gestem...

A zdjęcia ? - wyszedł mi hymn na cześć drewnianego kołka . I o człowieku pracowitym, który  wbił go w ziemię, znacząc tym samym swoją obecność, władanie doczesne, granice wzdłuż których płynie przez życie wraz z oswojonymi przez siebie zwierzętami.
A

ps
O szczęśliwość mieszkańców krainy Poliwia  (mam nadzieję, że geografowie skłonni byliby uznać tę nazwę z powodu odrębności ) troszczą się w postawach pełnych godności, św Florian i św Jan Nepomucen wedle swych opiekuńczych kompetencji związanych z rzeką. 






niedziela, 28 lipca 2013

Może pojedziemy do Woli Uhruskiej?

Mój dobry kolega Jarek (Budda),
znany organizator wspaniałych wypadów zagranicznych i różnych nietypowych imprez krajoznawczych, zadzwonił do mnie z propozycją wybrania się na taką imprezę na Polesie:



Jak widać, z planu można wybrać różne warianty pobytu : kajakowy, rowerowy, festynowy . Na pewno można zrobić wiele fajnych zdjęć, tym bardziej, że poruszanie się przez granicę będzie możliwe bez uciążliwych kolejek na podstawie paszportu. Ważna też będzie patriotyczna część, poświęcona walkom z sowietami w 1939 roku.
Osobiście mam wielką ochotę tam pojechać, bo i tereny ciekawe, mi mało znane, a i możliwość łatwego przekraczania granicy też jest ogromną zachętą.
Gdy coś więcej ustalę to będę tu donosił. AB

dalsze informacje


Poniżej zamieszczam za i przeciw:


piątek, 19 lipca 2013

Talmont-sur-Gironde

To miejsce wynalazłem dzięki zdjęciom w googlach. Gdy przygotowywałem trasę do Barcelony na majowy, długi łykend, pomyślałem,że warto po drodze coś zobaczyć.  No i ustaliłem trasę: Płock, Trewir, Paryż,Talmont-sur-Gironde, Lourdes, Andora, Montserrat, Barcelona.
Wszystkie miejsca raczej popularne i dobrze znane, oprócz jednego.
Dotarcie do Talmon miało dla mnie podwójny sens. Pierwsze to to, że leży nad Atlantykiem, drugie, ze jest to malutka miejscowość z przepięknie położonym na niewysokim klifie romańskim kościołem.
Zabytek zachował się mimo ostrych morskich wiatrom i deszczom,
w bardzo dobrym stanie. Stoi w zasadzie na odludziu, czyli nie ma tu takiego tłoku jak w innych miejscach.

notka historyczna:


Więcej zdjęć można zobaczyć tu:  klik

Gdy chodzi o samą miejscowość, to moim zdaniem warta jest zboczenia z głównego szlaku i odwiedzenia. Ludzie co prawda nastawieni są na turystów i mało tu oryginalnych, typowych wiejskich klimatów, ale położenie i możliwość plażowania nad oceanem - w pobliskim Meschers jest piękna plaża i camping- zapewniają wiele atrakcji.

czwartek, 18 lipca 2013

Brzydota zabija

Co rozróżnia piękno od brzydoty ?
"Brzydota zabija"
Piękno pozwala oddychać, żyć.
Jeśli więc nie potrafię rozpoznać, co jest czym - polegam na intuicji, na przeczuciu, na głębi oddechu. Oddalając się z miejsc, w których się duszę, które mnie niewolą. Powracając tam, gdzie "wody są czyste, piórko po nich płynie..."
To Ania.
Jak się zdaje w tym przypadku, pojęcia piękna i brzydoty niosą ze sobą czynnik wartościowania etycznego. 
Piękno jest dobre bo pozwala żyć, brzydota jest zła bo zabija.
Gdy zajmiemy się tymi pojęciami, ale tylko w odniesieniu do świata przez nas obserwowanego, świata materialnego, to wydaje się, że nie można naszych spostrzeżeń łączyć z etyką. Cóż bowiem winien np. Berni, że jest taki brzydki, że aż ładny. Czy jego brzydota nas zabija? Czy ewentualne piękno uspokaja?
Można oczywiście za piękne uważać miejsca spokojne, gdzie piórka nie niepokoi żaden wiaterek.
Jednak moja Zosia woli hałas "metalu" niż Mozarta.
Czy w takim razie warto szukać czynników  do opisu zjawiska jakim jest piękno, które wydaje się istnieje  
obiektywnie.

tu przykład mojego ulubionego piękna "obiektywnego":



środa, 17 lipca 2013

O pięknie, co łzę obetrze...

Stalowe chmury wisiały natrętnie nad naszymi planami... Wymagały przezwyciężenia... :)





Już kiedyś pisałam o "pogoni za pięknem", już niegdyś przeczułam jego podstawowe związki z dobrem i prawdą. Intuicja, przeczucie - nie potrafię nazwać ich źródła. Są utajone i taka ich natura. Szukam więc słów i autorów potrafiących dopowiedzieć lepiej, co tam kołacze się po moich doświadczeniach i oniemieniach w związku ze światem "widzialnym". By stał się "poznawalny" poprzez spotkanie, poprzez wspólnotę percepcji.
Stąd - prawdziwa radość , kiedy cudze postrzeganie zgodne jest, tożsame z moim, dopełnia je, dopowiada, precyzuje, objaśnia...
Jakie było nasze spotkanie ?
Zatoczyliśmy w pośpiechu kilka maleńkich pętli krajobrazowych, zakreśliliśmy na mapie niewielkie obszary - parę drzew, powiewów znad rzeki, zielnych zapachów, zamglonych szyb w oknach, połamanych desek, kamienną potęgę starej kolegiaty, dale oddzielone deszczowymi kurtynami...
Co rozróżnia piękno od brzydoty ?
"Brzydota zabija"
Piękno pozwala oddychać, żyć.
Jeśli więc nie potrafię rozpoznać, co jest czym - polegam na intuicji, na przeczuciu, na głębi oddechu. Oddalając się z miejsc, w których się duszę, które mnie niewolą. Powracając tam, gdzie "wody są czyste, piórko po nich płynie..."

Skieruję Was do tekstu ks. Krzysztofa Grzywocza, który mi w ręce właśnie wpadł - ufam, że nie przypadkowo. Rozsypuję tym samym nowe wątki do naszych rozmów, by się z uprzednimi kojarzyły po swojemu, wedle indywidualnych przemyśleń.

Dedykuję także  mickiewiczowską piosenkę wyśpiewaną dawno temu prze Leszka Długosza...
O spotkaniu...
W prawdzie...
Bez "powabów i grzmotów"...
Bez złudnych oczarowań...
Z tajemnicą nieodgadnioną czasu, przysiadającą na kolanach, jak  kot w szare pręgi - senny w mruczeniu ale zawsze z czujnym uchem.
A
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zamierzam być u ciebie, zamierzam nie inaczej 
niech tylko się rozejrzę niech tylko się rozpatrzę 
niech tylko się rozpatrzę niech sprawdzę raz już który 
swych rzeczy posiadanie
najprostsza w nich zawiłość i jedno jedno przyrównanie 

niech w drzewa w pochyleniu rozpoznam swe udziały
a które w las się wrosły które się sprzętem stały 
być może być może tez wyliczę jak rzeki snom się chylą 
i cisza tylko po nich tylko po nich i jaka i jaka w tym przyczyna

niech pojmę najdokładniej byle o to się nie wadzić
ze przyrzec znaczy wytrwać nie wytrwać i nie zdradzić
zamierzam zamierzam być u Ciebie 
nie później i nie prędzej i pośpiech niech przynagli, niech przynagli 
i nic tu nic tu po mitrędze 
i wszystko ci opowiem najlepiej wszak zamierzam 

i będę w płaszczu lub w południe lub będzie padać 
to zależy... 




poniedziałek, 15 lipca 2013

waga tła



Ania powiedziała, że nie powinno się korzystać z prac innych. Chodzi o taka sytuację kiedy to na naszym zdjęciu widoczne są prace innych twórców.
Uważam, że to słuszna teza, ale czy należy dyskwalifikować takie zdjęcia, w których na przykład plakat staje się tłem fotografowanej sytuacji?
Przecież taki plakat staje się częścią przestrzeni w której uczestniczymy. Podobnie jak budynki, pomniki, wnętrza. Fotografując elementy gotyckiej świątyni, ludzi wewnątrz też korzystamy z prac innych.
Gdzie jest zatem granica, za którą nasze zdjęcie będą w zasadzie nie nasze?
Myślę tu o przykładzie pierwszego zdjęcia. Przekaz dynamiki sytuacji wynika z zestawienia trębacza z zamyśloną postacią na plakacie. Plakat, nie trębacz jest głównym motywem, a plakat stworzył jakiś artysta i nie powinno się z niego korzystać.




piątek, 12 lipca 2013

"Nie zapominaj"


Czesław Miłosz... Zaparkowałam kiedyś przed tymi słowy... Było to na Podlasiu...
Nie zgadzam się z  przesłaniem... Brzmi ono, jak manifest człowieka "przypadkowego". Wykorzenionego i okaleczonego z poczucia ciągłości historii. W perspektywie osobistej i tej szerszej, społecznej.
Człowieka, który nie dba, skąd i ku czemu zmierza, nie posiada odniesienia większego, niż on sam. Siebie uznaje za początek i koniec...
"Wybacz".
Nie - "zapomnij"....
Potrzebna jest zdolność wybaczenia. Która nie jest tożsama z zapomnieniem.
Wybaczenie przynosi błogosławione owoce. Wybaczenie jest formą odpowiedzialności.
Zapomnienie jest ucieczką.
Tak więc - nie zgadzam się fundamentalnie...
Z Poetą.
A

ps
...a taki piękny wiersz.... :)

czwartek, 11 lipca 2013

Na Krakowskim 10 lipca 2013

Dzisiaj nie będę pisał tylko chciałbym pokazać kilka zdjęć z Warszawy.





Pan Maguza przeżył, obok zabitego konia.





wtorek, 9 lipca 2013

oszukane

Oszukane zdjęcia to takie, w które ingerujemy komputerowo.
Nie jestem w tej materii radykałem, ale jednak zasadniczo zgadzam się z regulaminami konkursów fotoreporterskich, które zakładają absolutną zgodność odbitki i utrwalonego zdjęcia z matrycy. Oczywiście nawet na takie zdjęcia, jeśli są cyfrowe, działają różne ulepszacze komputerowe, ale w reporterce chodzi bardziej o to co jest i to co było w kadrze.
Bardziej nurtuje mnie zasadność komputerowego przekształcania samego obrazu.  Działania takie są jednak moim zdaniem tylko zabawą. Może i czasami uzyskuje się ciekawe efekty, tylko czy to jest jeszcze fotografia.
Podobnie było chyba i dawniej, w czasach obróbek w ciemni. Wtedy też były techniki do uzyskiwania specjalnych efektów - zaświetlania nieutrwalonych do końca odbitek, odwracanie kolorów itd. Były też konkursy takich "artystycznych" pomysłów.
Obecnie, przy monitorze można preparować dowolnie obraz, a czy efekty są warte pokazywania...?
Nie wiem...

c.d następuje:






Może jednak każdy ma prawo przywiązać pędzel do oślego ogona?!


Poniżej  kolor został usunięty komputerowo "po", ale w tym przypadku aby nie przeszkadzał w dostrzeżeniu zabawnego zachowania się tych pięciorga turystów.


Głęboczek

Witam Was,
wróciłam i nie wiem od czego zacząć...:) Rozsypaliśmy tu takie "bierki" tematyczne, całą stertę i dobrze jest teraz delikatnie po jednej wyciągać :))
Dorzucam więc garstkę informacji o osadnikach holenderskich, tzw "olędrach" wedle opisu, który sporządziła na podstawie badań terenowych,  publikacji J. Szołygina "Katalog zabytków osadnictwa holenderskiego na Mazowszu" oraz www.holland.org.pl, Magdalena Lica-Kaczan, a z którym zapoznać się można, odwiedzając wieś Słubice.
Otóż... "Pierwsi koloniści przybyli nad Wisłę, na Żuławy w XVI w. z Flandrii i Fryzji, znajdując u nas schronienie przed kontrreformacją.
W XVIII_XIX w. pierwszych osadników z Fryzji zdominowali niemieccy luteranie z Dolnych Niemiec, co spowodowało, iż pojęcie "olęder" przestało odnosić się jedynie do narodowości a zaczęło wskazywać na ludzi wolnych, prowadzacych określonego typu gospodarstwa lokowane na prawie holenderskim w oparciu o kontrakt dzierżawny na terenach zalewowych. Tak też do miana "olęder" aspirowali wszyscy, także Polacy, którzy przejęli metody karczowania i osuszania podmokłych gruntów, a następnie uprawiali pozyskaną w ten sposób ziemię. 
Na Mazowszu zasiedlanym od XVII w. koloniści założyli ok. 200 wsi. [...] Budowali sprawny system odwadniająco-nawadniający z wykorzystaniem rowów oraz sztucznych i naturalnych zbiorników retencyjnych, regularnie konserwując wszystkie jego elementy. Domy wznosili na sztucznie usypanych wzgórzach terpach, do których prowadziły drogi usytuowane na podwyższeniach ziemnych zwanych trytwami. Na miedzach sadzili w równych rzędach wierzby. Z uzyskanych po ich ogłowieniu gałęzi wyplatali łozinowe płoty, które w czasie powodzi spowalniały ruch wody i zatrzymywały na polach żyzny muł rzeczny, tzw. madę. Stare płoty wykorzystywali na opał. Domy budowali zwrócone częścią mieszkalną w stronę górnego biegu rzeki. Woda wymywała nieczystości z obory na zewnątrz, użyźniając pola. Uprawiali pszenicę, owies, ziemniaki i buraki cukrowe, hodowali konie rasowe i bydło, byli też sadownikami. Suszyli owoce i gotowali buraczane powidła.
Po II wojnie niemieckojęzyczni osadnicy zmuszeni zostali do opuszczenia Polski. Wyjechali w większości do Niemiec, USA i Kanady, co położyło kres nadwiślańskiej kulturze olęderskiej."

Tyle - badacze i wiedza... Dalej - już "świadomość", czyli pewien rodzaj rozumienia, czym jest to, na co patrzymy, obserwując krajobrazy wierzbowe, coroczne strzyżenie drzewnych głów z młodych gałązek, brzegi rzeki umacniane faszyną powiązaną w grube snopy,   pola na polderach zalewowych przynoszące bogaty plon, no i te dziwaczne pagórki, jakże inne od wydm nadwiślańskich występujących nieco wyżej, na progu nadzalewowym, mające też zupełnie odmienną od nich genezą powstawania...
Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała znaleźć i dla tych widoków jakiejś metafory - powiem więc o "głęboczku", o dołku, czy też dole, który wyrzeźbiła potężna rzeka, a kiedy ustąpiły jej wezbrane wody - zobaczyć w nim można pozostawione nanosy  odcięte od głównego nurtu... Ślady, resztki,  skrawki... "Głęboczek" po zapoznanej kulturze, tradycji, rzemiośle, po nurcie czasu i ludziach w nim zanurzonych... Krajobrazy, które nazwalibyśmy może "odczłowieczonymi", gdzie jednak i pamięć jeszcze się tli i groby nie całkiem zarosłe i echo nadrzecznych kompetencji, pozwalających przetrwać człowiekowi chcącemu zachować fundamentalny związek z Ziemią i jej naturalnymi procesami, zasadami, prawem... 
O tym, że źle służy człowiekowi zrywanie tych pierwotnych zasad - mogłam przekonać się ostatnio, wędrując troszkę po lessowym progu wyżyn małopolskich, nad Wisłą... Tą samą... Nie - taką samą... Młodszą i bardziej wiotką w meandrach i skrętach... O tym - będzie...:)

ps
smutek... pojawia się czasem w naszych rozmowach... smutek związany z zanikaniem, z odchodzeniem, ze zmieniającym się krajobrazem ludzkim... Ta nostalgia jest uprawniona, przygotowuje nas do zmiany, popycha do dokumentowania, do refleksji, do patrzenia "szerokokątnym obiektywem", by dostrzec jak najwięcej w zamkniętych już komnatach przyczyn i otwartych wciąż korytarzach następstw....
Kto wie - może "rybie oko" jest bardzo, bardzo właściwe, aby nadrzeczne ludzkie żywobycie śledzić...:)

na zdjęciach - kościółek we wspomnianym przez Andrzeja Troszynie, wiejski i prostolinijny :)






Zasada

Zgodnie z moją niedawną zasadą - zanim kogoś zabierzesz by coś ciekawego pokazać, jedź najpierw sam i zobacz czy jest co pokazywać, pojechałem sprawdzić co na Olędrach słychać.
Mój miejscowy przyjaciel, który oddał oryginalną chałupę do skansenu, właśnie "welbową" betonem replikę postawiona na wzór i podobieństwo, ze względu na miejsce i rozmiar. Nie warto było nawet aparatu wyciągać. Trzeba tylko pochwalić, że przynajmniej miejsce jest to samo - tylko nie mogło być inne. Budowle Mennonitów powstawały na terenach podmokłych. Technika wyboru miejsca polegała na obserwowaniu wiosennych wezbrań Wisły. Tam gdzie  na ogromnym zalewisku było widać kawałek lądu, na usypanej dodatkowo górce, budowano dom.
Wypytałem się przy okazji co mój kolega wie o historii .
Dowiedziałem się, że Olędrów przed wojna było tu sporo. Niedaleko w Rakowie, mieszkało tam ich ok. osiemdziesięciu, mieli swój zbór, który obecnie jest zamieszkały przez jakiegoś pogorzelca. No i trochę za nim - cmentarz. Pojechałem sprawdzić  i faktycznie wśród nieprzebytych chaszczy są dwie mogiły. Może głębiej więcej, ale bez specjalistycznego sprzętu nie dało rady sprawdzić.
A oto kilka zdjęć:











niedziela, 7 lipca 2013

Żuławy


Melduję:) swój powrót z Żuław 

Dziś nie dam już rady zdać relacji z pobytu. Zdjęcia właściwie już czekają, ale muszę pomyśleć nad treścią. 
A tematów na przysłowiowy doktorat. Bo i Mennonici, domy podcieniowe, wiatraki i wreszcie zwierzęta zaprzyjaźnione z człowiekiem.Najwięcej kadrów poświęciłam cmentarzom mennonickim, bo głównie w ich poszukiwaniu pojechaliśmy na Żuławy. Odnaleźliśmy trzy z nich. Kadr powyżej, to  Stogi.  
cdn - zapraszam na swój blog:) I mam nadzieję na rozmowę - rzecz jasna!




_______________________________________________________________

(andrzejb98)  Aby nie otwierać nowego posta tu wklejam dowód na to, że olęderskie domy umierają.
Reszt pojechała do skansenu w Sierpcu -



piątek, 5 lipca 2013

czy można rybim okiem?

Pod nieobecność Anki porozmawiajmy o zaletach i wadach "rybiego oka".
Ciekawi mnie opinia czy takie, zdeformowane pokazywanie rzeczywistości jest uprawnione? Specjalnie piszę - "zdeformowane pokazywanie", a nie "zdeformowana rzeczywistość" gdyż rzeczywistość była normalna. 
Osobiście uważam, że tego rodzaju obiektyw pozwala "przerysować" pewne elementy obrazu, przez co możemy coś podkreślić i jednocześnie złagodzić temat w tle:


Bazylika Sacre Coeur przyciąga swoim pięknem i znaczeniem uwagę, tu wydaje mi się, przez zniekształcenie staje się jakby bajkowym, nierzeczywistym tłem.

Trochę inaczej jest z drugim zdjęciem. Tu facet z plakatu niemal wyłazi z ram,  cała kompozycja staje się jednopłaszczyznowa.





-----------------------------------
                   W taki sposób chciałbym powitać naszego pierwszego obserwatora, Cieszę się bardzo, że Artysta           Małgorzata Południak - Pierwszy milion nocy   chce nas obserwować. Oczywiście zapraszamy do wspólnych rozmów.


środa, 3 lipca 2013

o "odczłowieczeniu"

Spodobało mi się to określenie Iwony "odczłowieczony". Może ono znaczyć też chyba - bezludny.
W takim też znaczeniu pomyślałem o krainie w której mieszkali Łemkowie czyli o Beskidzie Niskim.
Od wielu lat ten piękny region Polski, ryzykownie powiem - najpiękniejszy, pozostał właśnie odczłowieczony. I można powiedzieć tak w przenośni jak i nie. No bo po wojnie został przymusowo odczłowieczony - wyludniony, ze względu na swoją etniczną inność przez komunistyczne władze PRL, co do dzisiaj skutkuje powiem tak - pustką ludzką.
Jest to jednak tylko wrażenie nieobecności ludzi, co nota bene, bardzo mi odpowiada, bo bycie na tym terenie zwolnione jest od wszędobylskiego tłoku. Przy tym nie można tu skarżyć się na brak duchowej obecności człowieka. Na każdym niemal kroku spotykamy dowody na to, jak właśnie człowiek, ze swoim życiem codziennym, swoją kulturą duchową, związany był z tą ziemią.






Gdy jednak chcemy zrobić zdjęcie "uczłowieczone" to znajdziemy taką możliwość.




Dobrze we troje wiemy, że życie tu biegnie innym rytmem niż dawniej. Podobnie jak w przypadku wielu pięknych miejsc, dawnych tubylców wyparli daczowicze z różnych dużych miast. Wioski poza sezonem świecą pustkami, a jedynymi, którzy witają przybyszów, są zdziwione psy - skąd się tacy biorą tu o tej porze roku.
Na powyższych zdjęciach widać, że jednak stare tradycje nie zginęły. Ludzie tutejsi nadal dbają o swoje materialne i duchowe korzenie.