wtorek, 24 września 2013

Przestroga

Kiedy zrobić "pstryk".
Ci z nas, którzy robili zdjęcia na kliszy pamiętają z jakimi dylematami się spotykali. Sam łaziłem kiedyś cały dzień po lesie z aparatem i nie zrobiłem ani jednego zdjęcia! Dlaczego? Gdyż kiedyś się mocno trzeba było zastanawiać czy warto, czy obraz nadaje się na odbitkę. Kosztował film - małoobrazkowy miał 36 klatek, a i w ciemni nie warto było siedzieć dla byle jakich zdjęć. Jeśli nie odbiłeś obrazu nikt twojej pracy nigdy nie zobaczył.
Teraz jest inaczej. Publikujemy w internecie, pokazujemy na monitorach komputerów, wyświetlamy telewizyjnie. Natychmiast możemy pokazać tysiące zdjęć. Co najważniejsze mamy do nich natychmiastowy dostęp przez internet lub na przenośnych dyskach. Wystarczy stworzyć tylko wirtualną bibliotekę.
Inaczej też jest z naszymi wyborami, a raczej powiedziałbym ich brakiem.
Jaka bowiem jest praktyka? Taka, że "pstrykamy" bez opamiętania na prawo i lewo. Niby zastanawiamy się nad kadrem, ale niech każdy z ręką na sercu powie, ile ma na dyskach zdjęć, a ile może wyselekcjonować jako godne pokazania?!
Na swoim przykładzie powiem, niewiele!
Oczywiście tłumaczę sobie, że część potrzebuję jako różnego rodzaju tła, jako obrazy historyczne i dokumentalne. Nie brak też takich do albumów rodzinnych czy widokówkowych.
Tylko czy prawdą jest, że to "pstrykanie" jest finansowo bezkarne?
Skoro mam cyfrówkę, nie wydaję na klisze i nie za dużo na odbitki, to chyba bezkarne!
Otóż nie.
No bo właśnie dochodzę do maksymalnej wytrzymałości migawki mojego aparatu - 100 000 pstryknięć.
Co dalej? A no wydatek, jakieś 12 000 zł na aparat pstrykający 200 000 razy, lub wymiana migawki - nie wiem jeszcze za ile.
Łatwo zatem policzyć ile kosztuje każde moje "pstryk" -  jakieś 10 groszy.   Czyli jak pojadę w plener, wycieczkę, czy demonstrację 11 listopada, to na pstrykanie wydam przynajmniej 200, 300 zł.

Cóż, może zacząć trzeba wybierać kadry jak dawniej!

poniżej seria portretów  w nowym stylu:


niedziela, 22 września 2013

o dyskusjach

Od rana chodzi mi po głowie myśl. Czy jednak stać nas na ciekawe rozmowy w internecie. Po co byłoby powoływanie tego rodzaju blogów, gdyby nie było potencjalnych autorów chcących porozmawiać.
Własne, indywidualne blogi są oczywiście rozwiązaniem. Każdy może wejść i napisać komentarz. Tylko w tym przypadku chodzi o stworzenie miejsca gdzie publikują różne osoby, współtworzące ten blog.
Powinienem, by stworzyć szerokie spektrum tematyczne, zatem zaprosić wszystkich, których może zainteresować taka dyskusja.

Od rana chodzi mi pogłowie to coś, co wywołane zostało publikacją Eugeniusza - DyLEMaty LEMoniady – Stanisław Lem. W moim mniemaniu niezwykle ciekawie napisanym tekstem o S.Lemie. Nie tylko o dorobku twórczym, ale tez o samym autorze, jako niezwykłym wizjonerze, który potrafił rozbudzać wyobraźnię swoich odbiorców.
Sam Eugeniusz jest człowiekiem nietuzinkowym, co najważniejsze o skrystalizowanych poglądach. Prawda że trochę innych niż moje, ale opartych na solidnych podstawach filozoficznych. Ważne jest też to, że to czym się zajmuje robi z ogromną pasją.  Zapraszam zatem do zapoznania się z opiniami Eugeniusza, na pewno znajdziemy tam wiele bodźców do przemyśleń!


Na zachętę dodam tylko powiedzenie - koń jaki jest każdy widzi!

piątek, 13 września 2013

Żywobycie nam wymarło!

I chyba nic na to nie można poradzić. Miało to być miejsce naszych wspólnych rozmów, a tymczasem jest tylko mój monolog. Od ostatniego mego wpisu minęło kilkanaście dni i nie doczekaliśmy się niczego nowego.
Nie wypada chyba abym sam się tu rządził, ale jak tak dalej pójdzie, to będę musiał coś z tym zrobić.
Rozumiem trudne sytuacje życiowe i inne powody, ale nieżywobycie nie może trwać zbyt długo.

pozdrawiam AndrzejB.